środa, 30 kwietnia 2008

Ateistyczny mit o stworzeniu świata

Ateista to osobnik uważający siebie za niedościgłego mistrza nieskazitelnej i niezawodnej logiki. Szkoda tylko, że nie widzi, że w jego myśleniu tej logiki zupełnie brakuje.

Twierdzi on, że świat powstał "przez przypadek".

Czym różni się od katolika, muzułmanina czy wyznawcy innego bóstwa ktoś, kto wierzy, że stwórcą świata jest twór o imieniu Przypadek? Chyba wyłącznie tym małym i nieistotnym szczegółem, że ateista nie oddaje Przypadkowi czci...

Niech mi jakiś ateista wytłumaczy, dlaczego wiara w stworzenie świata przez niejakiego Przypadka jest bardziej naukowa niż wiara w stworzenie świata przez Boga?

No, bardzo proszę mi to wytłumaczyć!

5 Comments:

Michał Łaszczyk said...

Świat nie powstał w jakimś celu, nie powstał także przypadkiem. Wszechświat nie jest przedmiotem do którego w ogóle możemy zastosować takie słownictwa, bo te odnosi się raczej do doświadczeń typowo ludzkich. Przypadkowość oznaczałaby powstaniem czegoś mimochodem, że coś powstało choć nie musiało, a Wszechświat po prostu powstał. Tak powinna brzmieć odpowiedź ateisty.

astromaria said...

"Po prostu"? Jakie to proste :)

Unknown said...

Ludzkie postrzeganie jest skażone antropocentryzmem. Cel i sens rządzi naszymi działaniami (w większej połowie;]), więc zakładamy, że cel i sens mają powstanie wszechświata, życie, różne wydarzenia...
Co złego jest w religiach? To, że dają _bezdyskusyjne_ odpowiedzi [o wątpliwym pochodzeniu] na pytania, które są wyłącznie ludzką iluzją. To, że jakieś pytanie można zadać nie znaczy, że ma ono sens. Ateizm powinien zrywać nie tylko z tymi "odpowiedziami", ale i z "pytaniami".
Czy to nie racjonalne: badać wszechświat, bez zapuszczania się w odmęty "głębszych sensów", które wcale nie muszą "istnieć"? Ale też nie mówię - jako ateistka - że na pewno ich nie ma; po prostu nie wiemy, więc każda odpowiedź jest równie zła.
Jeśli ktoś przyjmuje np. dogmat o Bogu odwiecznym bez początku i końca, a jednocześnie nie potrafi zrozumieć, że wszechświat mógł powstać "po prostu"... hel-lo!
Nie wiemy, co stoi za Wszechświatem, ale to nie upoważnia nas do wymyślania, do zapychania dziur niewiedzy i niepewności, a już tym bardziej do oddawania czci naszym (a w szczególności cudzym!) wymysłom. Czasem "nie wiem" nie jest hańbą.

Guru Adler said...

Był to rok gdzieś około '68.Naczytałem się Historii Kościoła Józefa Umińskiego,Wyd,Św.Krzyża w Opolu,a dodać wypada że był to podręcznik dla seminariów duchownych i wniosek jaki wtedy sformułowałem był niby logiczny:Boże jeśli Ty jesteś a takiemu tatałajstwu (żądnemu totalitarnej władzy nad sercami i sumieniami klerowi)pozwalasz istnieć to Cię nie ma.No i "konsekwentnie"zacząłem szukać swego i miejsca i motywacji nadającej sens życiu w ateiźmie.Sens tego życia sformułowałem,niejako,per analogiam do przyrody.Rośnie sobie jakaś roślinka,zakwita,wydaje owoce i nasionka i obumiera by użyźnić sobą glebę dla innej roślinki która po niej na tym miejscu sobie wyrośnie i podzieli los swej poprzedniczki,itd w sztafecie,niejako,pokoleń.Zacząłem tą koncepcję a n a l i z o w a ć i nie za bardzo przypadła mi do gustu.Nie udzielała wszak odpowiedzi na zasadnicze pytanie:
1)Skąd się wziąłem wraz z tymi którzy przede mną byli i po mnie będą gdy mnie nie stanie?
2)Skąd wzięło się to wszystko co mnie otacza?
I kolejny wniosek:
Wszystko przecież,chociażby w zakresie tworów i dokonań ludzkich,ma za sobą inteligencję która to zaprojektowała oraz siłę sprawczą która ów projekt wykonała.
I poczęły się rodzić kolejne pytania domagające się odpowiedzi:
3)Czy,doprawdy,otaczająca nas rzeczywistość jest dziełem,wzmiankowanego, p r z y p a d k u ?
Niektórzy powiadają że to co postrzegamy jest dziełem wielkiego wybuchu.Nie podejmuję sporu i nie podejmę:
Czy owe wielkie "bum" miało miejsce czy tworem ateistycznej wyobraźni?
Niemniej,rodzi kolejne pytanie:
4)Kto dostarczył materii i spowodował "bum"?
Wiemy przecież,że:Bez inicjatora i siły sprawczej nic się nie dzieje "samo".W konsekwencji jeszcze prędzej wróciłem do f i d e i z m u aniżeli od niego odstąpiłem,by z czasem stać się ezoterykiem i mistykiem,mimo paskudnych działań ze strony tych którzy tak kochają t o t a l i t a r n i e p a n o w a ć nad cudzą wiarą,sercem i sumieniem.Nikogo nie chcę na siłę ani nawracać ani uprawiać,poniżającego,prozelityzmu na siłę i wbrew cudzej woli,ale osobom które zechcą zadać sobie trud by tą notkę przeczytać 'by i dodali do tego trud refleksji niesprofilowanej i wyciągnięcia własnych wniosków.
+ Cum Pacis,
Guru

astromaria said...

Guru Adler: największy problem jest z językiem, bo jest on nieprecyzyjny. Co gorzej pewne "ciemne siły" starają się, żeby to, co piękne opluć i zszargać, a to co plugawe wywyższyć. Splugawili nauki Jezusa, które (być może, bo tak naprawdę nie mamy pojęcia czego nauczał) mogły być piękne. Ale Kościół potrzebował władzy, więc je przystosował do swoich potrzeb. To samo jest z ezoteryką - w rzeczywistości bada ona subtelne prawa duchowe i nie robi tego wcale po to, żeby używać ich do własnych celów, lecz by powiększać mądrość i zrozumienie. Niestety, i tu wdały się te ciemne siły i piękne, starożytne symbole przerobiły na emblematy diabelskie, a nauki zaczęły stosować w formie czarostwa i wręcz satanizmu.

Kościół nie ma nic wspólnego z Bogiem, a sataniści z ezoteryką. To tylko przykrywki dla oszustwa. W rzeczywistości im wszystkim chodzi wyłącznie o władzę nad ludźmi, których traktują jak owce.

Wojna idzie o energię. Im większe stado wyznawców, tym większe dojenie z energii. Tym światem rządzą siły demoniczne.