środa, 27 sierpnia 2008

Czy można połączyć kierowanie się w życiu horoskopem i ufanie Bogu?

Człowiek nie znający swego horoskopu jest jak kapitan statku, który wyrzuca za burtę mapy i woła: "Boże, prowadź!" - Leszek Szuman
To jest najczęściej zadawane przez katolików pytanie. Jak wyczuwam, ma mi ono uświadomić, że „wiara w horoskopy” jest sprzeczna z wiarą w Boga, więc muszę się wyrzec horoskopów, a zamiast tego całkowicie zdać się na prowadzenie Opatrzności. Jednak w dalszej części maila czytam, że owszem, pan uważa za zasadne przyjęcie poglądu, że Kosmos wpływa na życie na ziemi, a nawet przytacza dające do myślenia zdarzenie ze swojego życia: otóż miał kiedyś kolizję samochodową, w której uczestniczył pan urodzony dokładnie w tym samym dniu co on, a dalsza analiza zachowań ich obu wykazała, że były one podobne.

Zadam więc trzy (przewrotne) pytania:
  1. Czy można połączyć kierowanie się w podróży mapą lub GPS-em i ufanie Bogu?
  2. Czy sądzi pan, że ta stłuczka ucieszyła Boga? Czy Bóg życzył sobie, żeby pan miał taką przykrą przygodę, przeżył stres i poniósł straty, a może nawet odniósł obrażenia fizyczne?
  3. Jak w świetle opisanego zdarzenia wygląda to całe rzekome boże prowadzenie, skoro nie uchroniło pana od kolizji?
Liczenie na samą tylko boską opatrzność nie wydaje mi się rozsądne.

Gdybyśmy się zdawali wyłącznie na prowadzenie przez Boga, to po co mielibyśmy robić cokolwiek ze swoim życiem? W imię wiary w Boga można zburzyć szkoły i uczelnie, powrócić do jaskiń i zdać się na los, prawda? Można, czemu by nie...

Jednak ja w podróży korzystam z map, nie wyrzekam się też pomocy lekarzy, ubezpieczyłam swój majątek od nieprzewidzianych wypadków, a dzieci posłałam na studia. Być może na stare lata wyprowadzę się na wieś, co nie znaczy, że zamieszkam w jaskini bez wody i światła lub że zrezygnuję ze zdobyczy cywilizacji.

Mimo, że żyjemy w XXI wieku ludzie wciąż wierzą w średniowieczne zabobony, a religia ich w tym umacnia.

Kiedyś zabobonni ludzie wierzyli, że nie wolno operować liczbami większymi od dziesięciu, bo Bóg dał człowiekowi tylko dziesięć palców i musi mu to wystarczyć. To, co powyższej dziesięciu było domeną boską, więc wdzieranie się do królestwa większych liczb uważano za świętokradztwo. Czy to było mądre?

Jeszcze stosunkowo niedawno nie wolno było przeprowadzać sekcji zwłok, bo było to wydzieranie boskich tajemnic i naruszanie świętości ciała. Badanie ludzkiej anatomii łączyło się z ryzykiem złapania i postawienia przed sądem, a za to „przestępstwo” groziła kara śmierci. Czy było to słuszne?

Istnieje sekta, która zakazuje leczenia chorych, bo jak twierdzi choroba jest wyrokiem boskim, a jej leczenie jest ingerowaniem w boską wolę. Jedynym dopuszczalnym „lekiem” jest modlitwa. Jeśli ona nie pomoże, należy pogodzić się z faktami i przyjąć śmierć jako wyrok nieba. Czy to jest mądre? Czyż szpitale nie są miejscami, w których ludzkość występuje jawnie przeciwko boskim wyrokom i uniemożliwia zamanifestowanie się kary, spadającej na grzeszników?

W średniowieczu zakazywano gaszenia płonących domów, bo skoro dom płonie, to znaczy, że wolą boga było, żeby się spalił.

Niektórzy z przyczyn religijnych zakazują badań genetycznych.

Zakaz wyliczania horoskopu jest dokładnie takim samym zabobonem jak zakaz operowania liczbami większymi od dziesięciu, leczenia chorób, gaszenia pożarów czy przeprowadzania sekcji zwłok. Skoro wolno budować mikroskopy oraz inne urządzenia medyczne, umożliwiające badanie chorób i przewidywanie, a nawet kierowanie ich przebiegiem, to dlaczego nie można próbować przewidzieć i ewentualnie uniknąć stłuczki samochodowej?

Gdyby wcześniej odwiedził pan astrologa, ten powiedziałby panu, że danego dnia istnieje PRAWDOPODOBIEŃSTWO (ale nie przymus!!!) przykrego rozładowania nagromadzonej energii, co może się przejawić np. w postaci stłuczki samochodowej. Gdyby został pan o tym wcześniej uprzedzony, uważałby pan na drodze, zdjąłby pan nogę z gazu, a może nawet zostawiłby pan samochód w garażu i pojechał autobusem. Dzięki temu uniknąłby pan stresu oraz wydatków. Nadmiar stresowej energii można było rozładować w bardziej optymalny sposób, np. przekopując ogródek lub robiąc porządki w piwnicy, a w ostateczności waląc w worek treningowy w siłowni.

Na mojej stronie wyjaśniam dokładnie i logicznie, że horoskop jest tylko i wyłącznie mapą drogową. Jadąc w daleką podróż można korzystać z mapy lub GPS-u (moim zdaniem jest to rozsądne), ale można też zdać się wyłącznie na boże prowadzenie i błądzić po bezdrożach (co chyba nie tylko moim moim zdaniem jest nierozsądne). Pytanie tylko, po co tracić czas i benzynę na chaotyczną podróż po bezdrożach? Jeszcze nie spotkałam kierowcy, który uważałby korzystanie z pomocy mapy za grzech i brak zaufania do Boga, ale jak widzę można i tak...

Jeśli korzystanie z mapy jest dla katolika grzechem, to ja tego zupełnie nie rozumiem. Pewnie dlatego, że wychowali mnie ateiści. [Nie rozumiem też ateistów, dla których weryfikowalne fakty są przesądem].

Oczywiście, spotkałam też kierowcę, który tak uzależnił się od GPS-u, że przestał kierować się własnym wzrokiem i wpadł w dziurę na drodze. Może trafi za to do piekła? No bo przecież zapomniał o zaufaniu do Boga, zastępując je zaufaniem do urządzenia?

0 Comments: